Notatki z Ameryki
Opublikowano 2009-01-19
Cały dzień rozmawiałem z nowojorskimi dominikanami. Spotkałem się najpierw z Andrzejem Fornalem (proboszczem parafii), potem z Wojciechem Morawskim (przełożonym domu) na końcu z Jackiem Koperą (duszpasterzem akademickim). Z oceanu tematów zdecydowałem się wyłowić i opisać dwa. Opowieść Andrzeja o tym, jak dominikanie zaistnieli na mapie diecezji nowojorskiej oraz Jacka o wierze studentów amerykańskich.
Rano obudziła mnie maszyna do odśnieżania, której Andrzej używał po nocnych opadach śniegu. Gdy skończył, zjedliśmy śniadanie i zaszyliśmy się w jego biurze. Opowiadał mi o parafii, jej specyfice, relacjach z duszpasterstwem akademickim na Uniwersytecie Columbia, sukcesach i problemach, zadaniach proboszcza i rady parafialnej. Nie jestem w stanie opisać wszystkich wątków, dlatego zdecydowałem się na jeden, którego przed przyjazdem nie byłem zupełnie świadomy.
Parafia, w której pracują nasi bracia jest pod wezwaniem Notre Dame. Tradycja mówi, że fundatorką kaplicy była pani Geraldyn Redmond, której syn miał zostać uzdrowiony w Lourdes. Kaplica z repliką groty z Lourdes, zatem i w jakimś sensie parafia są wotum dziękczynnym za tamto uzdrowienie. Potem kaplicę rozbudowano w kościół, mający być w założeniu repliką kościoła Inwalidów w Paryżu.
Nowojorscy dominikanie, świadomi, że w 2008 roku przypada 150 rocznica objawień w Lourdes wystąpili o prawo udzielania odpustu zupełnego wszystkim przybywającym do kościoła. Gdy zwrócili się do kurii diecezjalnej, ta odesłała ich do nuncjusza, bowiem nie słyszała nic o jubileuszu. Po jakimś czasie Andrzej dostał list od kardynała Egena, który popierał inicjatywę, ale żałował, że father Fornal nie zwrócił się bezpośrednio do niego.
W Wielki Wtorek otrzymał telefon od kardynała, informujący, że Stolica Apostolska przyznała 13 marca prawo udzielania odpustu zupełnego na zwykłych warunkach: nawiedzenie kościoła Notce Dame, stan łaski i tak dalej. Dominikanie poinformowali prasę katolicką o tym fakcie i się zaczęło. ?Catholic New Jork? wydrukowała na drugiej stronie duży artykuł ilustrowany zdjęciami.
Zaczęli przyjeżdżać pielgrzymi. Przybywali pojedynczo, a nawet autokarami. Najciekawszą grupą była pielgrzymka maronitów z Brooklynu, która przybyła z księdzem i odprawiła liturgie w obrządku wschodnim. Andrzej wystawił od początku księgę pielgrzymów, do której mogli wpisywać się chętni. W dniu zakończenia roku jubileuszowego, 8 grudnia, w księdze było dokładnie 1000 wpisów.
W ten sposób Church of Notre Dame zaistniał na mapie diecezji, a trwałym owocem roku jubileuszowego jest fakt, że kościół jest otwarty przez cały dzień. Gdy Polscy dominikanie przyszli do tej parafii ponad pięć lat temu kościół był otwarty tylko w okolicach mszy o godz. 8.00 i 12.00. Teraz otwierają kościół o 7.30, a zamykają o 17.45. Ludzie przychodzą, bo maja miejsce, gdzie mogą się w ciągu dnia pomodlić.
Zainteresowanych, a znających angielski zachęcam do zajrzenia na strony:
http://en.wikipedia.org/wiki/Church_of_Notre_Dame_(New_York_City)
oraz:
http://www.ndparish.org/Church_of_Notre_Dame/Welcome.html
Późnym popołudniem pukam do celi Jacka Kopery, duszpasterza akademickiego na uniwersytecie Columbia. Rozmawiamy o tym jak znalazł się w Nowym Jorku, przez jakie trudności musiał się przebijać po przylocie do Ameryki, jak wierzą studenci amerykańscy, co im mogą dać polscy dominikanie, a czego się nauczyć od nich podczas pobyt na Manhattanie oraz co zyskuje duszpasterz, gdy zamieszka w życzliwym środowisku. Wątkiem, który bardzo mnie zainteresował była charakterystyka studentów trafiających do duszpasterstwa akademickiego.
Jacek opowiadał, że na początku musiał sobie uświadomić, że każdy ze studentów trafiających na Columbie ma odrębne doświadczenie religijne. Znakiem tego, jak trudno jest znaleźć wspólną płaszczyznę jest trudność ze znalezieniem pieśni, którą wszyscy znają i będą potrafili razem zaśpiewać. Kościoły lokalne są zupełnie różne. W stanach południowych przeniknięte są mentalnością protestancką. Na zachodzie, np. w Kalifornii nasycone są innowacjami liturgicznymi. To utrudnia stworzenie wspólnoty, bo nie istnieje wspólny mianownik dla tych doświadczeń. To wymaga cierpliwego słuchania, by dowiedzieć się, z kim ma się do czynienia, łączenia bardzo różnorodnych ludzi.
Spytałem Jacka czy istnieją w takim razie cechy charakterystyczne dla religijności amerykańskiej. Odpowiadając, bronił się przed uogólnieniami, ale w końcu stwierdził, że tym co między innymi charakteryzuje amerykańskich katolików jest niechęć do podejmowania działań, które nie przynoszą wymiernych efektów. To powoduje brak tradycji adoracji Najświętszego Sakramentu i indywidualnej modlitwy. Ameryka została pomyślana jako kraj, w którym działanie ludzkie przynosi konkretne i wymierne efekty. Tu się czyni ziemię poddaną. Wymiar duchowy, życia wewnętrznego jest zatem znacznie słabszy niż na przykład praktyka regularnego chodzenia do kościoła. Co ciekawe, ta sama przyczyna przynosi również dobre efekty. Kościół jest tu nastawiony na działalność charytatywną. Wielu ludzi gotowych jest bezinteresownie pomagać bliźniemu. W naszym duszpasterstwie jest wielu ludzi, którzy są gotowi wstawać wcześniej, by pomagać Misjonarkom Miłości czyli kalkutankom w pracy z ubogimi. Inna grupa jeździ do Harlemu pomagać dzieciom odrabiać lekcje. Ci ludzie nie przyjdą na adoracje, ale będę hojni w dawaniu swojego czasu.
W przeżywaniu religijności ważna dla studentów jest relacja z księdzem. Polacy się śmieją, że ksiądz amerykański wita się z ludźmi przede mszą lub żegna po niej. Jednak to tworzy relacje, stwarza możliwość kontaktu. Jacek opowiada, że niejednokrotnie w Polsce słyszał od znajomych straszliwe narzekanie na księży. Ostrą krytykę. Jednak mało która osoba chce nawiązać kontakt z księdzem. Nie próbuje się powiedzieć mu: ?Potrzebujemy duszpasterza, który będzie mówił mądre rzeczy z ambony?. Ani się go nie chwali, ani się od niego nie wymaga. A w Stanach można się spotkać często z krytyczną życzliwością, z wieloma sensownymi uwagami. Amerykanie potrafią tak krytykować, by nie stracić człowieka, ale by go zyskać. W Polsce idzie się skrytykować księdza, gdy człowiek już nie może wytrzymać, gdy musi sobie ulżyć, gdy przemawia przez niego agresja. W Stanach w większości wypadków czuje się życzliwość krytykujących, czuje się, że ludziom zależy na dobrej relacji z księdzem.
O czym teraz myślisz?