Notatki z Ameryki
Opublikowano 2009-01-24
Trafiłem do dwóch parafii w stanie Wisconsin: Sacred Heart w Polonii i St. Adalbert w Rosholt. Obie zamieszkują potomkowie Kaszubów, którzy przybyli tu w XVIII wieku. O polskości świadczy samoświadomość ludzi, ich nazwiska: Kurszewski, Jenta, Lepak oraz nieliczne ślady, takie jak napis ?Idź z Bogiem? nad wyjściem z kościoła w Rosholt. Barwną postacią jest proboszcz obu parafii, dominikanin, ojciec Marcin Mańkowski.
Gdy rano budzę się, za oknem świta. Zachwycony barwami, jakimi słońce maluje niebo nad horyzontem, narzucam polar i wychodzę przed dom. Od razu czuję ziąb, który przechodzi przez wszystkie warstwy odzieży. W ciągu kilku sekund miliony lodowych igiełek wbija mi się w skórę na całym ciele, a w nosie mam sopelki lodu. Szybko wycofuje się do domu. Gdy kilka godzin później, grubo po wschodzie słońca, ubrany w co tylko miałem najcieplejszego, jechałem z Marcinem samochodem, termometr wskazywał, że mamy minus 23 stopnie Celsjusza. Zrozumiałem, dlaczego Amerykanie do tej pory nie chcieli walczyć z globalnym ociepleniem i uważali to zjawisko za wymysł ekologów. Tu jest prawdziwa zima. W nocy było podobno prawie minus trzydzieści, w dzień pod butami chrzęści śnieg, a gdy robię zdjęcia, to po kilku pstryknięciach muszę ogrzewać ręce w kieszeniach.
Zgodnie ze swoim zwyczajem, dziś prawie przez cały dzień nie odstępuję mojego współbrata, czyli ojca Marcina Mańkowskiego OP. Jest on proboszczem w dwóch tutejszych parafiach: Sacred Heart w Polonii i St. Adalbert w Rosholt. Gdy przychodził tu 11 lat temu (konkretnie 3 lutego) biskup mu powiedział: ?Posyłam Cię jak baranka między wilki?. Jego poprzednik, ksiądz o polskobrzmiącym nazwisku, skłócił parafię, zbuntował przeciwko biskupowi część parafian i odszedł. Gdy Marcin szedł na pierwszą mszę świętą usłyszał: ?To nie twoje miejsce. Zjeżdżaj stąd?. Przez pierwsze tygodnie odbierał telefony z wulgarnymi przekleństwami. Odpowiadał: ?Mam za sobą osiem lat w wojsku. Albo będziesz ze mną rozmawiał jak człowiek, albo usłyszysz za chwilę takie bluzgi, jakich w życiu nie słyszałeś?. Niektórzy rzucali słuchawką, niektórzy zaczynali rozmawiać jak ludzie. Sytuacja unormowała się po dwóch, trzech latach. Parafianie przekonali się, że nowy proboszcz nie jest taki zły, a stary i tak już nie wróci, bo porzucił kapłaństwo.
Obie parafie zamieszkują potomkowie Polaków, głównie Kaszubów, którzy przybyli tu w XVIII wieku. Do lat 50. ubiegłego wieku, czyli do czasu, gdy w miejscowych szkołach uczono języka polskiego, w tych wioskach można się było porozumieć w naszym języku. Gdy rząd wprowadził prawo zabraniające nauki języków etnicznych, zanikła jednocześnie znajomość polskiego. Dziś znają go tylko najstarsze osoby. O polskości świadczy świadomość ludzi, którzy mówią o polskich korzeniach, ich nazwiska: Kurszewski, Jenta, Kosobucki, Lepak, Milanowski? i nieliczne ślady, które można zauważyć tu i ówdzie, takie jak napis ?Idź z Bogiem? nad wyjściem z kościoła w Rosholt.
W parafiach Marcina trwa jednak inny podział, Jak opowiada, obie jego parafie wzajemnie się nie znoszą. Trwa to od niepamiętnych czasów. Najstarsi ludzie nie wiedzą, jak to się zaczęło, ale nawet osoba proboszcza, tego samego w obu parafiach, nie jest w stanie zakończyć niesnasek. Gdy remontowany był kościół w Polonii i Marcin zapraszał wiernych do Rosholt, to mimo, że obie miejscowości dzieli 7 minut jazdy samochodem, nikt się nie pojawił. Gdy remontowany był kościół St. Adalbert, nikt z Rosholt nie pofatygował się do kościoła Sacred Heart. Nie ma widoków, by w najbliższej przyszłości coś miało się zmienić, bo nawet dzieci jadące żółtym gimbusem do tej samej szkoły potrafią obok swojego miejsca położyć kartkę: ?Tylko dla kogoś z??. Zaproponowałem Marcinowi, by w ramach tygodnia modlitw o jedność chrześcijan zorganizował modlitwę o pojednanie między parafiami. ?Tylko ciekawe, w którym kościele ta modlitwa miałaby się odbyć. Pokłóciliby się o miejsce? ? komentuje nieprzekonany.
Uczestniczyłem w dwóch mszach świętych niedzielnych. Sprawiedliwie: w Polonii i Rosholt. Oba kościoły są duże, murowane, porządnie utrzymane. Tu również, podobnie jak Minnesocie, na początku lat 70. XX wieku miało miejsce patroszenie kościołów z przedpoborowego wystroju. Udało się to w Rosholt, gdzie ówczesny proboszcz w ciągu jednej nocy doprowadził do wyniesienia i porąbania ołtarza oraz zakopania gipsowych figur na cmentarzu. Nie udało się to natomiast w Polonii, gdzie proboszcz zdołał przenieść figurę świętej Anny sprzed ołtarza do kruchty. ?Jeśli ksiądz proboszcz sprawi, że choć jedna figura zmieni miejsce, to ksiądz proboszcz również zmieni miejsce ? wywieziemy Cię na taczkach? ? usłyszał od parafian. Dlatego kościół ma oryginalny wystrój. Kilka lat temu Marcin odnalazł fotografie kościoła w Rosholt sprzed destrukcji. Zrobił w parafii glosowanie. 22 osoby były przeciwne przywracaniu starego wystroju, reszta była za. Parafianie zebrali 60 tysięcy dolarów. Znaleźli się fachowcy, którzy na podstawie zdjęć odtworzyli ołtarz. Marcin znalazł figury św. Agnieszki i św. Franciszka Ksawerego z innych kościołów oraz figurę św. Wojciecha (jedyną która ocalała) i umieścił je w ołtarzu. Tak jak w ciągu jednej nocy ołtarz został zniszczony, tak w ciągu jednej nocy został zamontowany nowy. Rozdzwoniły się telefony. Marcin, który dla swoich działań uzyskał wcześniej błogosławieństwo biskupa, odpowiadał na nie: ?Nie wolno? Trzeba mieć pozwolenie? Coś niedobrego zrobiłem? Nie wiedziałem. Chciałem dobrze. Ja tu jestem tylko gościem z Polski?. Mówi to z poczuciem wyraźnej satysfakcji i dodaje: ?Chciałbym jeszcze zamontować balaski, ale jeśli to zrobię, będę chyba musiał wyjechać z parafii na długie wakacje?.
Na obu mszach ludzi całkiem sporo, choć Marcin narzeka, że mróz na pewno przeszkodził niektórym dotrzeć. ?W drodze do banku albo do sklepu nie przeszkadza, ale w drodze do kościoła przeszkadza. Tak to już jest niezależnie od miejsca. Znowu będą się spowiadać, że nie byli w kościele? ? komentuje. Pytam o spowiedź. Okazuje się, że nie można mówić o kryzysie tego sakramentu. Wiele ludzi spowiada się co miesiąc, a nawet co dwa tygodnie. Najgorliwsi co tydzień. Są to osoby dbające o swoje życie religijne i duchowe. Marcin twierdzi, że jest często zbudowany spowiedziami swoich parafian. Przed Bożym Narodzeniem i Wielkanocą pojawiają się natomiast Ci, co spowiadają się dwa razy do roku. Z tego co się orientuję mogą liczyć na to, że proboszcz będzie próbował ich skruszyć.
Marcin sam o sobie mówi, że jest ostrym kaznodzieją. Potrafi mówić o piekle, o potępieniu wiecznym, o mękach czyśćcowych, które grożą grzesznikom. Za dewizę kaznodziejską przyjął zasadę św. Antoniego z Hawany, że na ambonie ksiądz ma być strasznym smokiem ziejącym ogniem, a w konfesjonale najłagodniejszym barankiem. ?W ten sposób najlepiej wychowuje się ludzi do wiary. W takiej sytuacji poważnie traktują to, w co wierzą? ? przekonuje. Na swojej wizytówce mój współbrat umieścił groźnego, komiksowego psa z nabijaną gwoździami obrażą i wyszczerzonymi zębami oraz napis ?domini-canes?. ?Dominikanin ma być psem pańskim. Ostry psem? ? komentuje.
Na terenie obu parafii są parafialne szkoły podstawowe. Ta w Polonii powoli upada. Dzieci jest coraz mniej i prawdopodobnie w przyszłym roku ich liczba spadnie poniżej 35. Wtedy szkoła zostanie zlikwidowana. ?Bardzo dobrze. Szkoła jest nijaka. Uczy byle jak, tak jak wszystkie szkoły państwowe. Jak upadnie, to ja ją przejmę i zrobię po swojemu? ? opowiada Marcin. Po swojemu zorganizował szkołę w Rosholt. Sytuacja była analogiczna. Dzieci coraz mniej, szkole groziło zamknięcie. Zebrała się tam grupa rodziców, która postanowiła uratować szkołę. Wraz z proboszczem opracowali oni program odwołując się do homeschoolingu, czyli prawa rodziców do samodzielnego uczenia dzieci. Całość nauczania oparta jest na wielokrotnym powtarzaniu materiału oraz na kojarzeniu wszystkich możliwych aspektów nauczania i wychowania z wymiarem religijnym. Obowiązkowa dla uczniów i nauczycieli jest modlitwa, msza św., spowiedź. Efekt jest taki, że w ciągu roku podwoiła się liczba uczniów, a wyniki na obowiązkowych egzaminach dzieci uzyskują o 20-30% lepsze niż przeciętna stanowa. Nie wszystkim się to spodobało. Ze szkoły odeszli protestanci. ?Nie szkodzi. Szkół w okolicy jest dużo, ale nasza jest jedyna, która gwarantuje wychowanie rzymsko-katolickie? ? komentuje Marcin. Zgłaszają się już następni rodzice, więc Marcin marzy o rozwoju, snuje plany. Chciałby na przykład wprowadzić mundurki. ?Dla chłopców w stylu wojskowym, bo każdy chłopak marzy, by być żołnierzem?. Martwi się tylko, że nie pomysłu na mundurki dla dziewczynek. ?Przecież ich nie ubiorę jak lalki Barbie?.
O czym teraz myślisz?