Notatki z Ameryki
Opublikowano 2009-01-25
Kolejny dzień spędzam z proboszczem parafii Najświętszego Serca w Polonii i św. Wojciecha w Rosholt Marcinem Mańkowskim OP. Najpierw dwie msze święte, a potem długa rozmowa. Jest w Marcinie delikatność i subtelność, gdy rozmawiamy o modlitwie i wstawiennictwie świętej Teresy z Lisieux oraz twardość żołnierza, gdy wspomina swoją posługę kapelana w US Army.
Uczestnicząc w dwóch mszach świętych przyglądam się ludziom uczestniczącym w liturgii i zapamiętuję impresje, które zwracają moją uwagę.
- Nie jestem specem od muzyki, ale gdy słucham części stałych granych na organach i śpiewanych przez scholę, to mam wrażenie, że słyszę melodię z jakiegoś filmu hollywoodzkiego, prawdopodobnie ukazującego niezwykłe czyny nieskazitelnego rycerza. Patos i podniosłość, honor i bohaterstwo, odwaga i czystość brzmią w melodii… Fraza muzyczna, którą kończą się części stałe stawiają mi przed oczyma napis ?The end? pojawiający się na końcu filmu. Poza częściami stałymi trzy utwory zwróciły moją uwagę podczas dzisiejszych mszy świętych. Pieśń zatytułowana w Polsce ?Pragnienia ludzkich serc?, która została skomponowana na kongres eucharystyczny odbywający się swego czasu w USA. Ucieszyłem się, że usłyszałem ją w oryginalnym kontekście kulturowym. ?Barka?, tym razem przetłumaczona z polskiego na angielski. ?Oda do radości? z IX symfonii Beethovena, śpiewana po angielsku jako pieśń na wyjście.
- Rozdając Komunię świętą, zwracam uwagę na ręce ludzi. Kładąc Pana Jezusa szczególnie na męskich dłoniach, widzę, że są to często ręce ludzi ciężkiej, fizycznej pracy. Duże, bywa że dwa razy większe od moich, twarde, pełne odcisków, tak zrogowaciałe, że aż twarde, z czarnymi paznokciami, świadczącymi, że ktoś przytrzasnął sobie palec. To nie są dłonie wiernych z dominikańskich kościołów w Polsce. Wiele można sobie dopowiedzieć o mieszkających tu ludziach, gdy patrzy się na ich ręce.
- Ludzie przystępują do Komunii świętej w dowolny sposób. Jedni przyjmują Pana Jezusa na rękę, drudzy do ust, jeszcze inni, po podejściu do kapłana klękają na oba kolana. Pełna dowolność. Każdy wybiera ten sposób, który mu odpowiada. Nie sądzę zatem, by w odwiedzanych przeze mnie parafiach istniała jedna opcja liturgiczna.
Od wczesnego popołudnia, aż do wieczora rozmawiam z Marcinem. Tym razem poruszamy głównie tematy jego służby w armii amerykańskiej. Zaczynamy jednak od św. Teresy z Lisieux. Marcin bardzo się z nią zaprzyjaźnił na początku swojego kapelanowania w armii. Opowiada, jak za jej wstawiennictwem się modlił, jak się z nią targował i wykłócał, jak dostawał od Świętej znaki. Jednym z nich był znak trzech róż. Otóż namówiony przez pobożne niewiasty, modlił się nowenami do Teresy w pewnej intencji już prawie od roku. Gdy do urodzin Marcina zostało dziewięć dni powiedział do Tereski: ?Nie wiem jak to zrobisz, ale oczekuję od Ciebie jasnego znaku. Jeśli mam sobie dać spokój z tą sprawą, jeśli zostanie ona rozwiązana w dopiero w niebie, przyślij mi trzy białe róże. Jeśli ta sprawa zakończy się pomyślnie już tu, na ziemi, przyślij mi trzy czerwone róże. Nie wiem, skąd weźmiesz róże w maju, ale to Ty jesteś święta, a nie ja, Ty masz bezpośrednie kontakty z Panem Jezusem, a nie ja?. W dniu urodzin pojawiło się w biurze Marcina małżenstwo Meksykanów, którym pomagał przez minony rok. Wyjeżdżali już do domu i przyszli podziękować. Przynieśli trzy białe róże. Gdy Marcin zapytał ich skąd wpadli na taki pomysł, kobieta powiedziała, że obudziła się tego dnia nad ranem z przekonaniem, że powinna kupić księdzu Marcinowi kwiaty. Chwilę po przebudzeniu nabrała przekonania, że powinny to być białe róże.
Tym opowiadaniem można by się wzruszyć i potraktować go z przymrużeniem oka jako słodką, dewocyjną historyjkę, gdyby nie fakt, że opowiadał je facet, który podczas swojego posługiwania w US Army był z żołnierzami w USA, w strefie zdemilitaryzowanej w Korei, na pustyni w Arabii Saudyjskiej podczas I wojny w Zatoce. Marcin to człowiek, który nie tylko jeździł z żołnierzami na wojnę, ale który nie ukrywa swojej fascynacji bronią palną, który pomagał żołnierzom w radzeniu sobie z trudnymi sytuacjami małżeńskimi, rozmawiał z nim o nadużywaniu alkoholu i narkotyków, o żołnierskim życiu, któremu nie obca jest brutalność, bywanie w domach publicznych czy popadanie w tarapaty finansowe spowodowane niefrasobliwym wydawaniem pieniędzy. Z tego co mówi Marcin, kapelan w wojsku bez przerwy staje przed wyborem. Albo się będzie ładnie uśmiechał i rozdawał żołnierzom batony ? wtedy będą się z niego śmiać i nie będą traktowali go poważnie. Albo też będzie zawsze blisko żołnierskich problemów ? wtedy szybko zasłuży sobie na szacunek. ?Tylko, że w tym drugim wypadku, musisz się zgodzić na fakt, że przez lata służby będziesz cały czas zmęczony, cały czas niedospany, cały czas w gotowości, że w ciągu kilku dni możesz się znaleźć w miejscu, o którym nigdy wcześniej nie słyszałeś. Jednocześnie będziesz szczęśliwym księdzem, bo będziesz miał poczucie, że nigdzie nie jesteś tak potrzebny ludziom, jak teraz?. Marcin po ośmiu latach odszedł z armii. ?Byłem już tak zmęczony, że wiedziałem, że nie dam już dłużej rady? ? komentuje.
O czym teraz myślisz?