Notatki z Dalekiego Wschodu – Sengawa i Mt. Takao
Opublikowano 2009-05-05
Poznając japońskie życie Pawła Janocińskiego odwiedzam trzy miejsca, w których bywa: Uniwersytet Shirayuri w Sengawie, gdzie wykłada, Mt. Takao, gdzie udaje się w dni wolne na wycieczki oraz dom pani Doroty Hałasy i jej męża.
Wyprawę, którą odbywamy wraz z panią Jadwigą, Polką, która wyszła za Japończyka, oraz panami Janem i Mateuszem, którzy przyjechali do Japonii na ślub jej córki, rozpoczynamy od zwiedzenia Uniwersytetu Shirayuri (biała lilia) w Sengawie, na którym Paweł wykłada. Uczelnię dla kobiet prowadzą siostry. Gdy w XIX wieku przybyli do Japonii misjonarze chrześcijańscy, zauważyli, że w tutejszym społeczeństwie kobiety nie mają możliwości kształcenia się. Pierwszy uniwersytet dla kobiet założyli w Tokio protestanci, drugim był Shirayuri. Dziś w campusie dosyć pusto, bo to kolejny dzień świąteczny złotego tygodnia. Paweł pokazuje nam znakomicie zaaranżowaną kaplicę uniwersytecką, swoją salę wykładową pełną multimedialnych gadżetów oraz piękny ogród.
Potem wyruszamy w góry. W góry, to może za dużo powiedziane, ale określenie Mt. Takao, liczącej 599 metrów n.p.m. tutejszą Gubałówką jest jak najbardziej na miejscu. Paweł bardzo lubi chodzić po górach. Jeden dzień w tygodniu ma wolny. Bierze wtedy plecak, iPoda z nagranymi audio-bookami i rusza na łono natury słuchając książek i wykładów, które sprowadza sobie z jakiejś amerykańskiej księgarni internetowej. Ostatnio skończył słuchać wykładów na temat Bizancjum. Mówi, że słucha z wielką satysfakcją, bo sam się wiele dowiaduje, a wiadomości niejednokrotnie wykorzystuje później w trakcie swoich wykładów.
Im wyżej się wspinamy, tym bardziej pada deszcz. Nie jest to zaskoczenie, bo Paweł już rano zapowiadał, że po południu będzie padać. W południe spadły pierwsze krople, a gdy dotarliśmy na szczyt mieliśmy regularną ulewę. Na szczęście każdy zabrał parasol, a że wiatru nie ma, to się dało wytrzymać. Jest dosyć ciepło, więc las paruje i robi się mgliście. Atmosfera jak z niektórych filmów Kurosawy: las, nad którym dominują strzeliste cedry spowity w mgle i deszczu. ?Jak znam się na tutejszej estetyce, to taki krajobraz uważany jest przez Japończyków za ideał piękna? ? mówi Paweł wskazując na zamgloną dolinę.
Schodząc mijamy jeszcze skąpaną w deszczu świątynię, której strzegą rycerze Buddy. Postacie z wronimi dziobami i skrzydłami.
Dzień kończymy na kolacji pożegnalnej w domu pani Doroty Hałasy. Żegnamy siostrę Małgorzatę, która wkrótce opuści Japonię i przeniesie się do Rzymu. Pisałem o niej w pierwszych dniach pobytu w Tokio. Gospodyni bardzo mile mnie zaskoczyła, bowiem gdy się dowiedziała, że podczas pobytu w Japonii jeszcze nie jadłem sushi, natychmiast zadzwoniła i zamówiła ten specjał, abym mógł go spróbować. Dopingowany przez Pawła i siostrę Małgorzatę próbowałem każdego rodzaju. Acha, powinienem wyjaśnić, że gospodynie były dwie: matka i córka. Gdy pani Dorota musiała opuścić pokój, w którym siedzieliśmy, 20-miesięczna Tereska z powodzeniem pełniła honory pani domu.
O czym teraz myślisz?