Notatki z Dalekiego Wschodu – Shimabara i Amakusa

Opublikowano 2009-05-07

?Ileż tu jest odcieni zieleni? to zdanie zapamiętałem czytając niedawno książkę Marcina Bruczkowskiego. W pełni potwierdzam, że wzgórza Kiusiu porośnięte różnorodnymi drzewami oferują ucztę dla oka. Ta sceneria była niestety świadkiem krwawych prześladowań chrześcijan.

Zaczynamy od wizyty w Shimabara. Paweł twierdzi, że ta nazwa podświadomie kojarzy się Japończykom z chrześcijaństwem. W przewodniku wyczytałem, że w latach 1637-1638 było tu powstanie przeciwko uciskowi szogunów, w którym znaczącą rolę odegrali chrześcijanie, upatrujący zapewne szansy na wywalczenie wolności religijnej. Powstanie stłumiono, po czym stracono około 37 tysięcy ludzi.

Na miejscu odnajdujemy współczesny kościół. Z zewnątrz nie wygląda imponująco, jednak po wejściu do środka jestem pod urokiem. Rzadko zdarza mi się bywać w kościołach które mają taki klimat modlitewny. Połączenie rzeźby, faktury ścian, światła, układu okien i witraży tworzą doskonale skomponowaną całość. Z głośników płynie gregorianka. Niestety, żadne ze zdjęć zrobionych w ciemnym kościele nie oddaje jego klimatu. 

W Shimabara wjeżdżamy na prom i płyniemy do prefektury Kumamoto, na inną część wyspy Kiusiu.

Jedziemy malowniczymi drogami. Czasem jest to serpentyna nadmorska wiodąca wzdłuż brzegu, innym razem równie efektowna serpentyna górska przemykająca się dolinami. Za każdym razem zachwycony jestem mijanymi zboczami porosłymi lasami. Ileż odcieni zieleni. Oczu nie mogę oderwać. Wystarczyłoby mi patrzeć na mijane wzgórza i podziwiać tutejszą, bujną i różnorodną zieleń. Potem przez pięć potężnych mostów przeskakujemy na zespół wysp Amakusa-Shoto. Jedziemy na południe do miejscowości, w której istnieje parafia katolicka i muzeum.

Gdy po przejechaniu 100 kilometrów dojeżdżamy na miejsce, czeka nas małe rozczarowanie. Okazuje się, że muzeum różańca, do którego zmierzaliśmy, jest zamknięte. Zasada jest taka, że muzea nieczynne są w poniedziałki, ale z tej racji, że był Golden Week, w poniedziałek było otwarte, a w pierwszy dzień po świątecznym tygodniu, czyli dzisiaj jest zamknięte. Żałuję, zwłaszcza, gdy czytam, że wśród eksponatów i prezentacji multimedialnych są takie, które dotyczą okresu sprzed prześladowań, a konkretnie początków misji w 1560 roku. Trudno. Kolejny powód, by kiedyś wrócić do Japonii.

Oglądamy za to kościół i bardzo ładny, niewielki cmentarz katolicki. Groby z krzyżami, to nieczęsty tu widok. Kupujemy owoce, które leża na stole przy drodze z informacją, że jeden kosztuje 100 jenów i zbieramy się do wyjazdu.

Po drodze, żeby się nieco pocieszyć po nieudanym zwiedzaniu muzeum, zatrzymujemy się nad urokliwymi zatoczkami pełnymi skałek.

Potem znowu wjeżdżamy na prom i wracamy w okolice Unzen, gdzie przyjdzie nam nocować. Najpierw docieramy do tutejszego kościoła, ale okazuje się, że pora już późna, więc drzwi świątyni zastajemy zamknięte. Taki widocznie dzień, że drzwi przed nami stoją zamknięte.

Rozglądam się po okolicy. Nie jestem pewien, ale moje genetyczne uwarunkowania po rodzicach geografach mówią mi, że jesteśmy we wnętrzu krateru. Od promu jechaliśmy ostro pod górę, potem zjechaliśmy do niecki otoczonej ze wszystkich stron górami, a w dodatku Unzen oznacza gorące źródła, których tu nie brakuje. Jednym słowem nocujemy na szczycie wygasłego wulkanu. Mam nadzieję, że do jutra nie wybuchnie.


Brak komentarzy do "Notatki z Dalekiego Wschodu - Shimabara i Amakusa"


    O czym teraz myślisz?

    Znasz nieco html?