Notatki z Dalekiego Wschodu – Unzen – Shinmeizan – Aso

Opublikowano 2009-05-08

Mieszkanie na ziemi, która się trzęsie i wybucha, spotkanie z tradycja buddyjską oraz straszne prześladowania ze strony współziomków ? te doświadczenia są obecne w świadomości japońskich katolików. Dziś próbowałem je trochę poznać.

Hotel, w którym mieszkaliśmy okazał się w 100% przybytkiem japońskim. Gdy wieczorem wysiadaliśmy z samochodu podbiegł od razu portier i wniósł do wnętrza nasze torby. To było nawet miłe z jego strony, ale gdy do pokoju prowadziła nas kobieta i niosła nasze bagaże, czułem się już mocno nieswojo.

Pokój w stylu japońskim: przed wejściem klapki-japonki, maty tatami na podłodze, poduszki do siedzenia, do spania futon, w toalecie inne obuwie niż w pozostałej części pomieszczenia, do spania ubieram yukatę.

Oczywiście w tym rejonie jest nie do pomyślenia, by hotel nie miał własnego onsenu, czyli basenu z wodą geotermalną. Zażywam więc gorącej kąpieli wystawiając głowę ponad powierzchnię wody i oddychając świeżym górskim powietrzem.

Rano, na śniadanie dieta w stylu japońskim, ryby, ryż, serek tofu, zupa miso, glony nori, sos sojowy, zielona herbata i jeszcze kilka specjałów, których nazwy nie wymienię. Wszystko rozstawione na stole wysokości 30 centymetrów.

Gdy wyjeżdżamy obsługa nas nie tylko odprowadza do samochodu niosąc nasze bagaże, ale jeszcze dodatkowo pilotuje wyjazd samochodu na ulicę. Wszystko w niskich ukłonach.

Gdy wieczorem Paweł zapytał recepcjonistę gdzie się znajdują jigoku (czyli) piekła, odpowiedział, że minutę stąd. Rzeczywiście, nie sposób do nich nie trafić. Nad krzakami porastającymi wzgórza unoszą się kłęby pary. Wystarczy podejść kilkadziesiąt metrów, by poczuć unoszący się w powietrzu zapach siarki. Idziemy tam z Pawłem nie ze względu na ciekawostkę geologiczną, ale dlatego, że jest to miejsce męczeństwa chrześcijan. Poddawano ich tu wymyślnej torturze. Przywiązywano do pala i spuszczano głową w dół do wrzącego źródła. Chrześcijanin topił się i parzył jednocześnie. Oprawcy dbali jednak, by śmierć nie nastąpiła zbyt szybko. Biedaka wyciągano, pozwalano mu złapać oddech i pytano, czy wyrzeka się Chrystusa. Jeśli nie chciał zaprzeć się wiary, znowu był zanurzany w gorącym źródle.

Dziś znakiem męczeństwa chrześcijan jest kamienny obelisk i krzyż. Na obelisku wyryte są starojapońskie znaki, których Paweł nie potrafi odczytać. Prawdopodobnie był on postawiony w XIX wieku, w momencie zniesienia prawa prześladującego chrześcijan. Krzyż postawiono w roku 1962.

Patrzę na monitor naszego pokładowego gps-a i oczom nie wierzę. Najpierw wskazywał, że jedziemy po drodze, która wyświetlona była z pomocą podwójnej zielonej linii. Potem przestał wskazywać drogę, ale jeszcze określał nasze położenie na drodze, która była już tylko cienką fioletową kreską. Potem ta kreska się urwała i byliśmy na ziemi gps-owi nieznanej. Poruszaliśmy się jednak w realu po wąskiej, asfaltowej ścieżce szerokości naszego suzuki swifta. Przybliżaliśmy się w ten sposób do niezwykłej wspólnoty Shinmeizan, na czele której stoi ks. Franco Sottocornola.

Przedstawiamy się siostrze, która telefonuje wewnętrznym telefonem i po chwili widzimy księdza Franco. Na mój widok, mimo, że widzi mnie po raz pierwszy, uśmiecha się szeroko, rozkłada ramiona i radośnie wita. Zaprasza nas do budynku. ?Usiądziemy, napijemy się herbaty i zrobimy plan waszego pobytu? ? mówi. Po chwili stoją przed nami czarki z herbatą i ciasteczka. ?Ile macie czasu? Chcecie u nas zostać, dzień, tydzień, miesiąc, pół roku?? ? pyta Franco. Patrząc na niego już żałuję, że mamy tylko kilka godzin.

Centrum duchowości i modlitwy Shinmeizan powstało 23 lata temu. Franco jest Włochem, który twierdzi, że wiele zawdzięcza dominikanom, bo studiował filozofię w Rzymie na Angelicum. Teologię studiował w Paryżu. W Japonii mieszka od 31 lat, przy czym przez pierwsze osiem lat był związany z diecezją w Osaka. ?To jest mistyk? ? mówi Paweł. Obecnie oprócz aktywności na polu dialogu międzyreligijnego, prowadzenia ośrodka oraz szeroko znanej działalności rekolekcyjnej sprawuje również odpowiedzialne funkcje w Kościele: jest członkiem komitetu Dialogu Międzyreligijnego działającego przy Konferencji Episkopatu Japonii oraz konsulatorem Papieskiej Rady ds. Dialogu Międzyreligijnego.

Trzy słowa shizen, chomiku i deai: przyroda, cisza i spotkanie, to słowa kluczowe dla buddyzmu zen, które członkowie wspólnoty zastosowali w duchowości swojego ośrodka. Spotkanie rozumieją przede wszystkim jako spotkanie człowieka z człowiekiem, bez względu na wyznawaną religię. Już od pierwszego spojrzenia widać, że architektura budynków, wygląd mebli, kształt ogrodu czy stojące gdzieniegdzie figury łączy w sobie styl klasztorów buddyjskich i chrześcijańskich.

W ośrodku bywali ludzie z 40 narodowości i wielu religii, szukając tu miejsca ciszy i modlitwy oraz możliwości spotkania z wyznawcami innej religii.

Idziemy odprawiać mszę św., którą przygotował Franco. Na niziutkim ołtarzu kielich i patena. Zanim zaczęliśmy, Franco podnosi z podłogi reklamówkę Pawła oraz mój aparat fotograficzny i odkłada na półkę. Widać cichą troskę o uporządkowanie świętej przestrzeni. Następnie siada przed ołtarzem. Będzie nam towarzyszył. Emanuje z niego cisza. Ruchy ma powolne, skupione. Uderza mnie kontrast: Paweł przed odczytaniem fragmentu Ewangelii wypowiada formułę: ?Słowa Ewangelii według św. Jana?, robi sobie na czole, ustach i sercu znak krzyża, po czym odczytuje pierwsze zdanie. Gdy je kończy, Franco dopiero czyni znak krzyża na sercu. Gospodarzowi zależy na starannym odprawieniu liturgii. Gdy Paweł nie zauważył korporału i chciał postawić patenę i kielich na białym obrusie, Franco przerwał milczenie i wskazał na korporał.

Podczas lunch korzystam, że siedzę blisko Franca i zachęcany przez Pawła pytam go o relację między chrześcijaństwem a buddyzmem zen. ?Niektórzy z moich braci widzą w zen zagrożenie duchowe, a z tego co widzę, ksiądz praktykuje zen? ? wyjaśniam motywy, dla których zależy mi na rozmowie. Nie będę tu cytował odpowiedzi, bowiem za słabo znam angielski i mógłbym coś niedokładnie przetłumaczyć. Zrobiłem mini-wywiad, nagrałem i dam do przetłumaczenia komuś bardziej kompetentnemu lingwistycznie po powrocie do Polski. Raczej nie spodoba się on tym, którzy o zen mówią tylko źle.

Po lunchu Franco oprowadza nas po swoim włościach. Dom studium, kaplica, dom mężczyzn, dom kobiet, kuchnia i pomieszczenia ogólne, pustelnie. Wszędzie przeplatają się elementy chrześcijańskie z buddyjskimi. Mają nawet buddyjski ogródek kontemplacyjny, z ciemną i jasną stroną, zagrabione w fale kamyczki obsypują wystające kamienie, wokół odpowiednio dobrane krzewy. Franco wyjaśnią, że wzrok trzeba kierować ku temu co niezmienne, co stanowi fundament wiary, a co w ogrodzie medytacji oznaczają kamienie wystające z fal. Paweł zapytał, jak często poprawiają te kamienne fale. Franco odpowiedział, że powinni codziennie, ale ze względu na brak czasu, czynią to raz w tygodniu. Gospodarz Shinmeizan opowiada jeszcze, że modlitwę poranną i wieczorną odprawiają zgodnie z rytmem czasu, wracając do tradycyjnego rytmu jutrzni i nieszporów. Rano modlą się patrząc w kierunku wschodzącego słońca, wieczorem zwracają się tam, gdzie słońce zachodzi. Co ciekawe, modlitwy te odprawiają zawsze na świeżym powietrzu.

Z żalem opuszczam Shinmeizan. ?Do zobaczenia, przyjedź do nas jeszcze? ? żegna mnie Franco.

Gdy wyjeżdżaliśmy z Shinmeizan, Paweł konsultował z Franco drogę na wulkan Aso. Włoch opowiedział wtedy anegdotę: ?Przyjechał do Japonii Jean Paul Sartre. Przywieźli go do Tokio. Nie zrobiło na nim żadnego wrażenia. Podobnie Kioto. Przywieziono go na wulkan Aso, a ten nihilista mówi: to jest piękne?. Widać, że szef centrum dialogu jest pod wrażeniem wulkanu oraz znajdującej się u jego podnóża kaldery. ?To największa kaldera na świecie. Ma 24 kilometry długości i 18 szerokości. Powstała całkiem niedawno z geologicznego punktu widzenia, bo 50 tysięcy lat temu? ? mówi zafascynowany.

Jedziemy, jedziemy? Gdzie ta kaldera? GPS tym razem zupełnie zawiódł. Miał nas doprowadzić do stacji kolejki linowej wyjeżdżającej na wulkan, a wyprowadził nas nie tyle w pole, co między zabudowania, które z kolejką nie miały nic wspólnego. Zastosowaliśmy zasadę ?za przewodnika weź koniec języka? i zapytaliśmy przechodzącą matkę z wózkiem, którędy do wulkanu. Wskazała nam drogę. Podjeżdżamy serpentyną w górę. Oglądam się za siebie. ?Czy ta kaldera jest przed nami, czy za nami?? pytam Pawła, bo wydaje mi się, że właśnie z niej wyjeżdżamy. Wrażenie się potwierdza. Gdy zatrzymujemy się na chwilę widzę u stóp ogromną nieckę otoczoną z wszystkich stron łańcuchami gór i wzgórz. ?Szkoda, że mój tato tego nie widzi. Pewnie potrafiłby docenić ten widok? ? myślę sobie. Gdy dojeżdżamy na koronę wulkanu wykrzykuję: ?Szkoda, że mój tato tego nie widzi!?. Jestem na skraju potężnego, głębokiego krateru na dnie którego bulgocze seledynowa woda, parująca białymi wyziewami. 

?Czasami, gdy wiatr ma określony kierunek zamykają dostęp do krateru, bowiem bywały przypadki śmiertelnego zaczadzenia ludzi przebywających na koronie krateru ? opowiada Paweł. ? Czasem wulkan przemienia się w gejzer wyrzucający w górę kłęby pary, wody i kamieni. Gdyby taki wybuch nastąpił nagle, wokół krateru pobudowane są żelbetonowe bunkry, by ludzie mogli się do nich schronić.

Tym razem nic takiego nie nastąpiło i spokojnie możemy zjechać na nocleg do Beppu.


Brak komentarzy do "Notatki z Dalekiego Wschodu - Unzen - Shinmeizan - Aso"


    O czym teraz myślisz?

    Znasz nieco html?