Pożegnianie Małgosi
Opublikowano 2010-03-20
Dziś pożegnaliśmy Małgosię. Zmarła niespodziewanie tydzień temu. Miała sześć lat.
Była zawsze zdrowa i poza dziecięcymi przeziębieniami nic jej nie dolegało. W ubiegły czwartek dostała gorączki, takiej jaką miewają dzieci w okresie jesienno-zimowym. Mama była z nią u lekarza rodzinnego, który zapisał antybiotyk. Wracając dziewczynka narzekała, że bolą ją nóżki i nie może chodzić, więc Ania przyniosła ją do domu. Wieczorem temperatura Gosi obniżyła się do 34 stopni. Znajomy lekarz zdecydował, że trzeba ją zawieźć na pogotowie. Zmarła po drodze na rekach swojego taty. Była druga w nocy, z czwartku na piątek. W ciągu 24 godzin zgasło zdrowe dziecko. Do dziś, pomimo badań, nie wiadomo, co było przyczyną tej nagłej śmierci.
W tamten piątek wieczorem odprawiałem mszę za Małgosię, jej rodziców i siostry. Nie wiem, czy w kaplicy był ktoś, kto nie płakał. Żal i smutek. Bunt i niezgoda. Pytania bez odpowiedzi. Sam z trudnością odczytywałem poszczególne słowa z mszału.
Gdy opowiadam tę historię różnym rodzicom, odruchowo przytulają swoje dzieci, a gdy ich nie ma przy nich, zamyślają się, wybiegają myślą ku swoim pociechom. Tak jakby chcieli je osłonić przed niebezpieczeństwem, nie pozwolić by pożarł je potwór śmierci. Po odejściu Małgosi nadziwić się nie mogę, jak kruche jest ludzkie życie, jak bezradni jesteśmy wobec podobnych wypadków, i jak niedoceniamy dni spędzonych z tymi, których kochamy.
O czym teraz myślisz?