Nadzieja na czas odpowiedni
Opublikowano 2010-11-04
Wszystkim, którzy żyją w poczuciu zmarnowanego czasu oraz tym, którzy nie mają nadziei na poprawę swego losu polecam Chaszcze Jana Grzegorczyka.
W sobotę dopadło mnie jesienne przesilenie. Głowa, gardło, kaszel… Dziś czyli w środę miałem jechać do Warszawy, do telewizji, więc na klasztornym grafiku nie miałem żadnych zajęć. Odwołali jednak nagranie, więc postanowiłem wygrzać się w łóżku i nadrobić kilka zaległości. Jakiś czas temu, kończąc książkę Jana Grzegorczyka Chaszcze zanotowałem na kartce kilka zdań, mając zamiar wstukać je na blogu. Gdy dziś spojrzałem na stronę, przeraziłem się. Ostatni wpis zrobiłem blisko miesiąc temu! Kiedy minął ten czas? Co ja takiego robiłem, że nie zauważyłem, kiedy minął miesiąc? Z pytaniami tymi zostaję sam, ale natychmiast przenoszę wrażenia z lektury Grzegorczyka.
Nowa powieść Jasia nie traktuje tym razem o żadnym Groserze, żadnym księdzu ani nawet o beatyfikowanym czy kanonizowanym osobniku, ale o facecie, który dobijając pięćdziesiątki zaczyna nowe życie. Stanisław Madej po śmierci matki zostaje wybity z dotychczasowych kolein swojego życia: przekracza swoje ograniczenia, strachy, kompleksy, odkrywa w sobie nowe pokłady energii, z inwencją podejmuje wyzwania, które wcześniej były poza jego zasięgiem.
Pod wpływem lektury Jasia zacząłem przypominać sobie rówieśników grzegorczykowego bohatera, którzy podobnie jak on przemeblowali swoje życie w wieku, że tak powiem, dojrzałym.
Będąc kiedyś w Paryżu spotkałem dominikanina dobiegającego osiemdziesiątki. Paweł Krupa, który mieszkał z nim w klasztorze opowiadał, że nasz współbrat mając koło pięćdziesiątki skończył kadencję prowincjała. Po zastanowieniu, co dalej robić w życiu, zdecydował się na studia prawnicze, a po ich ukończeniu rozpoczął praktykę adwokacką, podejmując się obrony i reprezentowania ludzi ubogich, którzy w żadnym wypadku nie mogliby sobie pozwolić na prawnika. Kiedyś zdarzył się nawet, że reprezentował przed sądem Pawła, gdy ten przez nieuwagę wszedł w konflikt z prawem. (Dla jasności napiszę, że chodziło o jakieś przewinienie drogowe). Zaczął nowe studia po pięćdziesiątce ? byłem pełen podziwu.
Przykładem z polskiego podwórka jest dla mnie ostatnio znajoma, która od kilku lat wyraźnie przyspiesza. Kobiety tej raczej do tej pory nie kojarzyłem z wielką inwencją. Raczej poruszała się ? podobnie jak bohater Grzegorczyka ? wydeptanymi ścieżkami. Dziać się zaczęło, gdy prywatny przedsiębiorca stał się właścicielem kamienicy, w której moja znajoma mieszkała i stało się jasne, że zamierza drastycznie podnieść czynsz, by eksmitować lokatorów. Kobieta nie czekała aż znajdzie się na bruku, tylko wzięła kredyt i zamieszkała w nowym, przytulnym mieszkanku. Potem pani po pięćdziesiątce zmieniła pracę, zdecydowała się na zrobienie prawa jazdy i dziś śmiga po Poznaniu swoim autem. Od czasu do czasu przychodziła opowiadać o wyprawach, które podejmowała w różne strony świata, a ostatnio wpadła do mnie z wiadomością, że zakłada firmę. Bez kapitału, ale za to z pomysłem i wiarą, że stać ją na podjęcie ryzyka. Jak przypominam ją sobie sprzed kilku lat, statyczną i wiecznie zmęczoną, to wierzyć mi się nie chce, że to ta sama osoba.
Niestety, znam jednocześnie pięćdziesięciolatków, którzy żyją w poczuciu, że życie mają za sobą. Chodzą zgorzkniali i pełni pretensji do świata, że nie układa się on po ich myśli. Jeszcze żałośniej wyglądają ludzie dwudziesto-, trzydziestoparoletni, żyjący w poczuciu, że zmarnowali już tyle lat swojego życia, że na sensowne zadbanie o ciąg dalszy egzystencji jest już za późno. Zatem wszystkim, którzy żyją w poczuciu zmarnowanego czasu oraz tym, którzy nie mają nadziei na poprawę swego losu polecam nową książkę Grzegorczyka.
Swojego życia nie mam zamiaru radykalnie odnawiać, ani tym bardziej przyspieszać. Wręcz przeciwnie, szukam sposobu, żeby wyhamować jego pęd, żeby znajdować odpowiedni czas dla Boga i ludzi, na książki i obrazy?
O czym teraz myślisz?