Co ja naprawdę robię?
Opublikowano 2013-02-16
Przerażenie ogarnia mnie na myśl, ile energii, sił, czasu, uwagi idzie na sprostanie wymogom eklezjalnej biurokracji. Kwitki, zaświadczenia, świadectwa, formularze, metryki, protokoły, stempelki, odpisy, podpisy? Co to ma wspólnego z nakazem Jezusa, by iść i głosić Ewangelię?
Na facebooku pojawiły się tablice będące serią pytań, dla których odpowiedziami są zamieszczone fotografie. Schemat jest prosty. Bez względu na to, czy rzecz dotyczy profesorów, nauczycieli, pisarzy czy księży, pierwsze zdjęcia ilustrują co inni myślą na mój temat. ?What my friends think I do??, co w wolnym tłumaczeniu można ująć: ?Jak moi przyjaciele wyobrażają sobie moje zajęcia??. Pytania ? w zależności od tego kto je stawia – dotyczą wyobrażeń rodziców, mamy, kolegów, wydawców, studentów, społeczeństwa? Ostatnie zdjęcie podpisane jest natomiast pytaniem: ?What I really do?? ? co ja naprawdę robię. Znamienne, że fotograficzną odpowiedzią na tak postawione pytanie jest w większości przypadków zdjęcie człowieka przywalonego górą papieru. Nie inaczej jest w przypadku księdza, który ginie w zalewie biurokracji.
Ten facebookowy żart trafił na moją sytuację, gdy po dwóch tygodniach wakacyjnej absencji od Internetu, znalazłem po powrocie 261 maili, na które trzeba było odpisać. Całe szczęście, że podczas mojej nieobecności Piotr ? zastępujący mnie w funkcjach przeora współbrat, na bieżąco załatwiał pilne sprawy. Gdyby nie on, nadrabiania zaległości byłoby jeszcze więcej. Oczywiście nie chodzi tylko o maile, z których wiele miało charakter raczej duszpasterski niż biurokratyczny. Mam również na myśli tony papieru, który każdy wikary, proboszcz, przeor, biskup musi zadrukowywać, stemplować, podpisywać, wypełniać, sprawdzać, weryfikować gdy chce się kogoś ochrzcić, bierzmować czy pobłogosławić jego małżeństwo. Osobiście bardzo mnie to męczy, ale gdy pomyślę o Dawidzie, naszym prokuratorze, który zajmuje się administracją klasztoru ? to jestem dla niego pełen podziwu, bo ogarnia znacznie więcej ode mnie. Gdy pomyślę, o proboszczach, którzy odpowiadają za wszystkie księgi parafialne, to z jednej strony chylę głowę przed każdym, który sobie z tym radzi, z drugiej nadziwić się nie mogę na myśl, ile energii, sił, czasu, uwagi idzie na sprostanie wymogom eklezjalnej biurokracji. Kwitki, zaświadczenia, świadectwa, formularze, metryki, protokoły, stempelki, odpisy, podpisy? Co to ma wspólnego z nakazem Jezusa, by iść i głosić Ewangelię? Czy nie trzeba by przetransponować słów Dwunastu: ?Nie jest rzeczą słuszną, abyśmy zaniedbywali słowo Boże, a obsługiwali biura parafialne?? Czy do słów Benedykta XVI z przemówienia do duchowieństwa w katedrze św. Jana: ?Wierni oczekują od kapłanów tylko jednego, aby byli specjalistami od spotkania człowieka z Bogiem. Nie wymaga się od księdza, by był ekspertem w sprawach ekonomii, budownictwa czy polityki. Oczekuje się od niego, by był ekspertem w dziedzinie życia duchowego? nie trzeba dodać stwierdzenia: ?Nie wymaga się od księdza, by był biurokratą, ekspertem od papierkowej roboty??. Oczywiście ktoś może wykazać, jak bardzo potrzebne i pożyteczne są księgi parafialne i innego dokumenty produkowane podczas duszpasterskiej posługi. Nie potrafiłbym mu zaprzeczyć, ale i tak jestem gotowy dać konia z rzędem temu, kto potrafi uwolnić Kościół z pęt rozbudowanej biurokracji.
O czym teraz myślisz?