Lourdes
Opublikowano 2011-02-11
Od rana bolała mnie głowa. Ani myśleć, ani czytać sensownie nie mogłem. A że dziś wspomnienie Matki Bożej z Lourdes, to poszedłem do kina na film pod tytułem ?Lourdes? w reżyserii Jessiki Hausner. Ludzkość pytała, czy widziałem i co o nim myślę, więc chciałem zobaczyć.
Po obejrzeniu ?Lourdes? stwierdziłem że nie jest to film, na który należy chodzić z bolącą głową. Podczas projekcji pod czaszką gromadzą się pytania, które domagają się intensywnego myślenia. Dla ludzi niewierzących ten obraz może być para-dokumentalną obserwacją tego, co dzieje się podczas pielgrzymek do sanktuarium maryjnego pod Pirenejami. Chrześcijanin, a zwłaszcza katolik zostaje dociśnięty kilkoma pytaniami, na które nie ma łatwych odpowiedzi.
- Pierwsze pytanie, które postawił mi film, to miejsce cudu uzdrowienia w naszej wierze. Czy mamy go prawo go oczekiwać, prosić o niego, spodziewać się jako owocu wytrwałej modlitwy? Sprawa jest prostsza, gdy mamy do czynienia z ludźmi o ugruntowanej wierze, którzy poradzą sobie z faktem, że uzdrowienia, przynajmniej w sensie fizycznym się nie dokona. Co jednak z tymi chorymi i cierpiącymi, którzy przyjeżdżają do sanktuariów i na modlitwy o uzdrowienie z wielką nadzieją. Często są to osoby, wobec których medycyna jest bezradna, uzdrowienie jest jedyną nadzieją na powrót do życia. Kto ma odwagę by wzbudzić w nich nadzieję: ?Módl się z wiarą, a dobry Bóg Cię wysłucha?, by później odpowiadać na pytanie: ?Dlaczego Bóg mnie nie wysłuchał, przecież tak gorąco wierzyłem/łam, tak gorąco się modliłem/łam?. Może nawet nie trzeba zachęcać, wystarczy dać nadzieję. Pamiętam, jak wiele lat temu pojechaliśmy z Jasiem Grzegorczykiem do Gorzowa Wielkopolskiego robić reportaż z pobytu Emilien Tardiffa i Jose H. Prado Floresa. Podczas spotkania, na fali uniesienia powstał z wózka inwalidzkiego mężczyzna. Tłumy ogarnął entuzjazm i wielbiły Boga za ewidentny cud, który się dokonał. Nie chodził, a dzięki modlitwie zyskał władzę w nogach. ?Jezus żyje! Jezus uzdrawia!? ? krzyczeli prowadzący. Później wielokrotnie widzieliśmy tego człowieka w Poznaniu. Zawsze był na wózku. Być może najważniejsze dokonało się w jego sercu. Ale nietrudno mi sobie wyobrazić człowieka, którego takie doświadczenie zrazi do Boga ? po co dał nadzieję, skoro ją zabrał? A może to ludzie dali mu nadzieję, mocą której potrafił uczynić kilka kroków o własnych siłach? Tylko kilka kroków.
- Druga kwestia dotyczy ludzi, którzy nie doświadczyli uzdrowienia, ale byli świadkiem cudu, który dokonał się w życiu osoby modlącej się trzy kroki dalej. Film ukazuje nieme milczenie, starannie skrywaną zazdrość, czy niezgodę wyrażoną w pytaniu: ?Dlaczego Bóg uzdrowił osobę, która nie bardzo wierzy, a nie tę, która z wielką wiarą pielgrzymuje do sanktuarium co roku??. Pomyślałem o osobach, chromych, ślepych czy trędowatych, które były świadkami uzdrowień dokonywanych przez Jezusa. ?Dlaczego mnie nie uzdrowił?? zadawały sobie zapewne pytanie. Pierwszy raz życiu pomyślałem, że świadek cudów Jezusa ? oprócz zawistnych faryzeuszy ? mógł się smucić na widok uzdrowienia. Czy zatem ten, który obdarowuje może być obojętny na tych, których pomija? Czy też powinien pamiętać o tych, którzy nic nie dostaną? A jeśli tak, to czy ma szanse uczynić cokolwiek dobrego?
- Trzecia rzecz która uderzyła mnie podczas oglądania filmu, to postać księdza przebywającego z pielgrzymami. Pobożny, modlący się, spowiadający. Bardzo mnie irytował odpowiedziami na pytania, które stawiali ludzie. Pytania były niewątpliwie trudne: ?Co konkretnie należy zrobić, by dokonało się uzdrowienie?, ?Czy Bóg jest dobry czy wszechmocny??, ?Dlaczego Bóg uzdrawia jednych, a innych nie dostrzega??. Z odpowiedzi wiało banałem, ale najbardziej drażniło mnie to, że filmowy duszpasterz miał na wszystkie pytania odpowiedzi. Wiedział jak poradzić sobie z ludzkim bólem i cierpieniem. Nie wiem tylko czy potrafił cierpieć z ludźmi, którymi się opiekował. Może te odpowiedzi były dla niego pancerzem, który chronił go przed bólem bezradności, maską, za którą czaił się strach, że nie potrafi obronić Boga przed zarzutami, że nie ma na tym świecie nic do powiedzenia. Jak zatem powinien się zachować duszpasterz w rozmowie z chorymi i cierpiącymi?
- Film kończy się niejednoznacznie. Ta niedokończona opowieść każe stawiać następne pytania, ale dam już z nimi spokój. Głowa ciągle mnie boli. Kto obejrzy film będzie wiedział jakich pytań tu nie postawiłem. A może postawi swoje, całkiem inne.
O czym teraz myślisz?