Błogosławiony, który wchodzi na drzewo

Opublikowano 2011-11-01

Tym co czasem przeszkadza człowiekowi odpowiedzieć na wezwanie Boga są jego cnoty i zasługi, jego szlachetność i sprawiedliwość, jego rozmodlenie i duchowość. Zdarza się, że wszystko, co dobre może o sobie człowiek powiedzieć i pomyśleć przeszkadza mu stać się świętym.

Nie wierzysz? Przypomnij sobie, że święci niejednokrotnie mówili o swojej wielkiej grzeszności. Ludzie głupi myśleli, że to kokieteria, a tymczasem było to staranie, by nie dać się zniewolić temu co zrobili dobrego i pięknego.

Popatrz na Jerycho, do którego przychodzi Jezus. Wokół trasy jego przejścia gromadzą się zacni obywatele miasta. Przybył wszak Nauczyciel, Mistrz, Cudotwórca, którego sława wzniosłych i duchowych nauk dotarła już do miasta. Cisną się zatem do Jezusa ludzie dobrzy i szlachetni, ludzie znający Pismo i pogłębiający swoje życie duchowe, ludzie pełni dobrych czynów i jeszcze lepszego mniemania o sobie. Wcale nie kpię, im bliżej Jezusa, tym zacniejsi obywatele. Tylko dla celnika Zacheusza nie ma miejsce, bo to przecież grzesznik: złodziej i oszust, który krzywdzi innych, kolaborant, który współpracuje z okupantem. Lepiej go delikatnie przyblokować, żeby nie psuł spotkania z Mistrzem, żeby swoimi widokiem nie zabrudził atmosfery, nie popsuł reputacji Jerycha i nie przypomniał swoim widokiem, że miasto nie jest czyste. Zatem sprawiedliwi w pierwszej linii, grzesznik w ich cieniu.

Jerycho jest obrazem człowieka, który wychodząc na spotkanie Jezusa, na pierwszą linię wysuwa to, co dobre. Cały katalog myśli, czynów i uczynków, z których jest dumny i którymi może się szczycić. Jakby mimochodem w tyle zostają grzechy i grzeszki. Człowiek nie czyni tego świadomie. Lubi po prostu dobry obraz samego siebie, a przyznanie, że na jego terenie, w jego sercu mieszka złodziej i krzywdziciel, kolaborant i oszust, to psuje atmosferę? Zresztą często nie są to wielkie grzechy. Czym jest jeden, kurdupel Zacheusz, wobec tylu zacnych obywateli Jerycha? Czym jest jeden tolerowany grzech, niewielka w słabość, wobec tylu obszarów wspaniałego życia chrześcijańskiego?

Zacheusz musiał wdrapać się na drzewo, zmienić swój punktu widzenia, wynieść się ponad sprawiedliwych mieszkańców Jerycha, żeby mogło dojść do spotkania z Jezusem. Nastąpił zgrzyt, dysharmonia, odwrócenie porządku: najniższy stanął najwyżej, ostatni pierwszy przyjął Mistrza. Jezus mógł spojrzeć na tego, na którego w Jerychu nikt nie chciał patrzeć. Typ spod ciemnej gwiazdy, spotkał Słońce wschodzące z wysoka. Jezus u niego chciał zjeść wieczerzę, bo wiedział, że on najbardziej potrzebuje miłości, zainteresowania, rozmowy. Celnik Zacheusz staje się błogosławiony.

Podobnie jest z każdym ochrzczonym. Miłośnik życia, chce by człowiek podjął ryzyko, spróbował zapomnieć o swoich dobrych czynach, zasługach, cnotach i tym podobnych rzeczach, poniżył jasną stronę swojego serca, a wyniósł na piedestał to, co najciemniejsze, najbrudniejsze, czego bardzo się wstydzi i wolałby tego nie dostrzegać. Ostatnie ma być pierwsze, ciemność musi stanąć przed jasnością? Tylko trzeba wyminąć swoją przyzwoitość, oszukać swoją poprawność, przepchnąć się przez pamięć o swoim nie najgorszym życiu. Jeśli Twojej ciemności uda się wejść na drzewo, wynieść ponad Twoją jasność, masz szansę być wprowadzony przez Jezusa do grona wszystkich świętych.


Brak komentarzy do "Błogosławiony, który wchodzi na drzewo"


    O czym teraz myślisz?

    Znasz nieco html?