Notatki z Ameryki
Opublikowano 2009-01-27
Rano zaspałem. Zasiedziałem się z Jackiem do pierwszej w nocy. Miałem wstać o szóstej, by pójść z nim na mszę, ale mój sen okazał się silniejszy od dźwięku budzika. Półtorej godziny później obudził mnie Maciej, chcąc bym zdążył na odprawianą przez niego mszę z dziećmi. Były to przedszkolaki, zerówka i pierwsza klasy. Dzieciaki nieco się nudziły i wierciły, ale ich zdyscyplinowanie i tak budziło mój podziw.
Podczas liturgii znowu dopadły mnie skojarzenia muzyczno-filmowe. Gdy jedna z nauczycielek śpiewała psalm, akompaniując sobie na gitarze, miałem wrażenie, że słyszę jakąś filmową westernową gwiazdę z lat 50. która śpiewa w przerwie między bitwą z Indianami a obroną dyliżansu przez Johna Wayna. Tak przynajmniej kojarzyła mi się linia melodyczna. Bardzo mi się spodobało, że wszystkie dzieci podchodziły do księdza w czasie komunii. Te które były już u I Komunii, przyjmowały Pana Jezusa. Te które nie były, składały ręce na piersi, podchodziły i przyjmowały błogosławieństwo. Tak czynią podobno ich starsi koledzy i nauczyciele, gdy podczas obowiązkowej mszy nie mogą przystąpić przyjąć Eucharystii.
Odprawiając po raz kolejny mszę w kaplicy zwracam uwagę na ikonę stojącą przy ołtarzu. Spytałem braci skąd się tu wzięła. Gdy Jacek i Maciej przyszli do szkoły, od razu zauważyli, że muszą zmienić układ kaplicy. Organy schowali za kolumnę, bo wcześniej stały niemalże przed ołtarzem, a chcąc nadać wnętrzu bardziej ciepły i sakralny charakter, zasugerowali wprowadzenie do kaplicy ikony. Mieli na myśli zrobienie dobrej jakości kopii. Właściciel i główny sponsor szkoły dał im namiar na londyński dom akcyjny, by wskazali w katalogu tę, która najbardziej by pasowała. Bracia zaproponowali zrobienie kopii XIX wiecznej ikony przywieziona z Rosji, pochodzącej ze zburzonej przez komunistów cerkwi. Wtedy Bob zapytał, czy nie lepiej kupić oryginał. Wyłożył 18 tysięcy dolarów i ikona znalazła się w kaplicy.
Po mszy Jacek opowiada mi historię szkoły: ?Po pierwszej elekcji na prezydenta Stanów Zjednoczonych George?a W. Busha ludzie uświadomili sobie, że tym co zadecydowało o jego zwycięstwie były głosy konserwatywnego elektoratu odwołującego się do tradycji religijnej. To sprawiło, że ludzie odważniej odwoływali się do swojej wiary. W tym samym czasie powstały prawa umożliwiające zakładanie szkół średnich społecznych. Wtedy grupa bogatych katolików postanowiła założyć konserwatywną szkołę, wychowującą w tradycyjnym systemie wartości. W 2001 roku naukę rozpoczęli pierwsi uczniowie. Nie jest to droga szkoła w porównaniu z innymi tego typu, bo czesne wynosi mniej więcej 12-14 tys. dolarów na rok. W tym roku uczy się tu około 860 uczniów od zerówki do liceum. W założeniu szkoła ma reprezentować wysoki poziom, dobrze przygotowywać do edukacji na uniwersytetach, formować ludzi o konserwatywnym systemie wartości oraz wychowywać dojrzałych katolików. Żaden z tych priorytetów nie uzyskał przewagi. Szkoła zgromadziła wybitnych nauczycieli, którzy rzeczywiście znakomicie uczą. Dzieciaki tu bardzo ciężko pracują. Są w szkole od 8.15 do 15.15, a później mają zadania domowe, które odrabiają często do północy. Egzaminy są dla nich wielkim stresem. Konserwatyzm polega na stylu kulturowym. Szkoła zorganizowana jest na wzór kolonialny, staroangielski. Budynek jest z czerwonej cegły, okna w stylu wiktoriańskim, kominki w salach wspólnych. Młodzież nosi mundurki. Sprawdza się nawet sposób włożenia koszuli w spodnie, długość spódnic, kolor butów. Nie do pomyślenia są spóźnienia czy nieobecności. Uczniowie na terenie szkoły są odcięci od wpływu współczesnej kultury, który założyciele pojmują jako nihilistyczną i szkodliwą. Mają nadzieję, że wychowanie w tej szkole wyrobi w uczniach dobre nawyki. Katolicyzm został przyjęty jako najbardziej kompatybilny z konserwatywną wizją świata. Wyznania protestanckie w ciągu ostatnich czterdziestu lat praktycznie zniknęły albo tak się zliberalizowały, że utożsamiane są z lewym skrzydłem partii demokratycznej. Uczniowie muszą uczestniczyć raz w tygodniu we mszy św., w południe odmawiać Ojcze nasz, a w liceum mają godzinę religii dziennie. Religii uczą osoby świeckie.
Dominikanie przyszli do szkoły, bo zostali zaproszeni do tworzenia duszpasterstwa na jej terenie. Miało ono oddziaływać również na zewnątrz, na całe Minneapolis. Okazało się jednak, że ci, którzy zapraszali naszych braci, niezbyt byli świadomi, co to jest dominikańskie duszpasterstwo. Nasi bracia od razu zauważyli, że nie ma miejsce na ich działalność. Uczniowie są tak zajęci, że na duszpasterstwo nie ma wolnej chwili. Od początku rozgorzała również debata o miejsce mszy św. i sakramentów. Założyciele szkoły traktują mszę, modlitwę i sakramenty jako czynniki dyscyplinujące młodzież, a przez to obowiązkowe dla wszystkich (również dla protestantów). To rodzi napięcia. Część młodzieży nie chce być na mszy, ale musi. W gestach i postawie, wyraża swój bunt. Ci, którzy chcą być na mszy, są skrępowani obecnością zbuntowanych. Brian, duszpasterski współpracownik Jacka i Macieja twierdzi, że mało w tej szkole jest uczniów zainspirowanych chrześcijaństwem, a dużo zmęczonych chrześcijaństwem. Nasi bracia próbują w związku z tym jak najbardziej wyprowadzić duszpasterstwo poza strukturę narzuconą przez szkołę, co rodzi napięcia, bo zostali wszak zaproszeni tu przez ludzi, którzy pokładają nadzieję w chrześcijaństwie dyscyplinującym. Wraca wtedy również problem czasu, bo nie ma takiego momentu, gdzie można by się spotkać z przepracowanymi uczniami.
Po szkole wracamy do domu. Dziś było trochę spokoju, więc bracia wyruszyli na zakupy, a potem spreparowali obiad. Maciej przywiózł z Chicago kotlety od cioci, więc mieliśmy co jeść, co podobno nie jest w tym ?klasztorze? normą. Jacek i Maciej stołują się bowiem sami. Z początku korzystali ze szkolnej stołówki i dostawali jedzenie, które serwowano uczniom w czasie lunchu. Szybko się jednak zmęczyli monotonią dań i stwierdzili, że będą się żywić sami. ?Czasami powoduje to niestety sytuację, że zmuszeni jesteśmy iść gdzieś coś zjeść i wtedy dużo płacimy dużo pieniędzy, albo nie mamy nic do jedzenia, bo nie było czasu, by sobie coś przygotować? ? opowiada Maciej. Zauważyłem, że bracia nie dbają również zbytnio o śniadanie. Gdy rano wyruszamy do szkoły, przeważnie nic nie jemy, by zachować post eucharystyczny przed mszą, która zaczyna się o 7.40. Bracia zabierają do szkoły chrupki chleb, ser Philadephia w różnych smakach i po mszy preparują sobie kanapki. ?Czasem jednak nie ma na to czasu i pierwszy posiłek zjadamy o pierwszej po południu? ? mówi Jacek.
Wieczorem idziemy z Jackiem kibicować szkolnej drużynie koszykarskiej dziewczyn. Na początku zgromadzeni zwracają się do flagi amerykańskiej i wysłuchują hymnu. Potem modlitwa i zaczyna się mecz. Jacek każe mi zwrócić uwagę na nazwy drużyn szkolnych grających w lidze. ?Bethany?, ?New Life?, ?Trynity?, Maranatha?. ?Sami chrześcijanie? ? stwierdza. Tym razem zgodnie z tradycją prawie cały mecz wygrany przez drużynę Providence Academy 61:42 mój współbrat przegadał z Bobem, czyli człowiekiem, którego miliony przyczyniły się do powstania szkoły. W chwili przerwy pytam Jacka, jak to jest, że młodzież nie ma na nic czasu, a pozwala sobie na treningi i grę w lidze szkolnej. ?Nie ma czasu między innymi dlatego, że trenuje. Poza tym gra o studia. Być może wygrane w meczach koszykówki spowodują, że któraś z dziewczyn dostanie się do college?u albo uzyska stypendium? ? odpowiada. W czasie gdy Jacek wraca do rozmowy z Bobem przeglądam złożoną na cztery ulotkę z nazwiskami zawodniczek, ich numerami oraz wzrostem. Na ostatniej stronie znajduję modlitwę. ?Father, We thank You for the life and strength to play this game. We thank You for the other team that help us play. When we win, help us not to be proud. When we lose help us not to be discouraged. Help us play fair and do our very best. Amen?.
O czym teraz myślisz?