Ślub Irene i Mojżesza
Opublikowano 2010-05-16
Widziałem już w swoim życiu w kościele tańce, słyszałem rytmy, które wprowadzały nastrój bardziej dyskotekowy niż liturgiczny, ale tak intensywnego połączenia elementów karnawałowych jak w kościele parafialnym w Duala, jeszcze nie przeżyłem.
Zawarcie sakramentalnego małżeństwa nie jest w Kamerunie rzeczą zwyczajną. Wiele osób żyje bez żadnego kontraktu, a wiele poprzestaje na ślubie tradycyjnym. Co ciekawe nie jest to czasami spowodowane niechęcią do instytucji małżeństwa, ale trudnościami materialnymi, jakie musi przejść para, która chce tworzyć katolicki związek. Otóż mężczyzna, który chce się ożenić z kobietą, zapowiada się najpierw u rodziny swoje ukochanej. Ta podaje mu do wiadomości, że zacznie z nim rozmawiać, jeśli przyniesie dary na sumę około 200 tys. franków (niezła pensja państwowa to 150 tys. franków, ale są ludzie, którzy zarabiają 40 tys). Gdy kandydat na męża zjawia się, zaczyna się rozmowa, podczas której rodzina przedstawia swoje zapotrzebowanie na różnego rodzaju dobra, których łączna wartość wynosi około 1 miliona tutejszych franków. Ten dar, tak zwany dot, może być przekazany przed ślubem w całości, albo jego spłata będzie rozłożona w czasie i może się ciągnąć w nieskończoność. Rodzina żony będzie wtedy przychodzić do jej męża oczekując pomocy w płaceniu takich czy innych rachunków, powołując się na częściowo tylko spłacony dot. Jeden z tutejszych dominikanów powiedział mi, że jest to instytucja, która jest bardzo krytykowana, bowiem ma charakter kupowania żony. Choć sytuacja społeczna się zmienia, to tradycyjny sposób zawierania małżeństwa nadal w wielu miejscach obowiązuje. Oczywiście młodzi ludzie mogą się nie przejmować tym obyczajem, ale gdy kobieta zostaje porzucona przez męża (co na gruncie afrykańskim zdarza się podobno nierzadko) może wrócić do rodziny, której zapłacono dot, i rodzina musi się nią wtedy zaopiekować. Nie jest to bez znaczenia, zwłaszcza, gdy ma kilkoro dzieci. Gdyby tradycyjne małżeństwo nie zostało zawarte, rodzina może powiedzieć porzuconej żonie: ?Nie pytałaś nas o zgodę przy zawieraniu małżeństwa, to teraz radź sobie sama?.
Fakt, że miałem okazję być świadkiem zawarcia sakramentalnego małżeństwa Ireny i Mojżesza, można uznać za fart. Przybyliśmy na ten ślub, bowiem Moise jest podopiecznym Stanisława z czasów, gdy pracował duszpastersko w Duala. Stanisław wprowadzał Moise w kręgi młodzieży dominikańskiej, a potem Kameruńczyk przystąpił do laikatu dominikańskiego. Ze swoją ukochaną żyją wspólnie od kilku dobrych lat i mają już trójkę dzieci. Po zawarciu tradycyjnego małżeństwa zdecydowali się na ślub kościelny. Msza ślubna miała ten sam charakter co w Polsce. Odmienne były żywiołowe reakcje ludzi. Najpierw miejscowy ksiądz powiedział płomienne kazanie, które spotkało się z żywiołową reakcją. Potem, po złożeniu przysięgi nastąpił owacja na stojąco. Podobna reakcja nastąpiła po nałożeniu przez małżonków obrączek. Natomiast to, co się stało pod koniec liturgii, zaskoczyło mnie jeszcze bardziej. To nie była owacja, to była fiesta karnawałowa. Ludzie rzucali w górę ryż, rozpylali aerozolami jakieś dymy, a przy tym tańczyli, śpiewali i pokrzykiwali. Widziałem już w swoim życiu w kościele tańce, słyszałem rytmy, które wprowadzały nastrój bardziej dyskotekowy niż liturgiczny, ale tak intensywnego połączenia elementów karnawałowych jak w kościele parafialnym w Duala, jeszcze nie przeżyłem.
Po mszy nastąpił poczęstunek, na który składały się orzeszki, chrupki z bananów oraz ryba. Do picia było piwo i napoje typu cola czy fanta. Właściwe wesele miał się natomiast rozpocząć o godz. 20. Obznajomiony z tutejszymi zwyczajami Stanisław stwierdził, że nie ma co wyjeżdżać z domu przed 21. Tak zrobiliśmy i gdy przybyliśmy około 22 do lokalu, w którym miało się rozpocząć wesele, byliśmy jednymi z pierwszych gości. Przy okazji muszę powiedzieć, że lokal był położony w dzielnicy, do której nigdy w życiu nie ośmieliłbym się zajrzeć samodzielnie. Nie był tam chyba nawet Stanisław, bo pilotował nas któryś z gości weselnych. Nieoświetlone ulice, pełne dziur i kamiennych wykrotów, na których terenowa toyota jechała z największym wysiłkiem. Mijaliśmy ciemne domy i baraki, przed którymi od czasu do czasu funkcjonowała knajpa; plastikowe stoły i krzesła, przy których ludzie pili piwo. Bywałem w ?ciemnych? dzielnicach Poznania, Szczecina czy Krakowa. W porównaniu z tym co zobaczyłem w Duala wydawały się mi, białemu, oazami dostatku i bezpieczeństwa.
Po przybyciu gości weselnych, witanych przy wejściu na salę przez Parę Młodą, rozpoczęła się impreza. Najpierw weszła na salę Irene śpiewając z playbacku jakąś piosenkę o miłości, po chwili dołączył do niej Moise. Druhny i druhowie ubrani identyczne, fioletowo-błyszczące stroje wykonali na cześć Młodej Pary dwa tańce. Muszę jeszcze napisać, że o ile w kościele obowiązywał w strojach zwyczaj drużynowy ? cała rodzina ubiera się w stroje z takiego samego materiału, to kreacje wieczorowe były całkiem indywidualne. Wyjątek stanowiła świta Państwa Młodych, która podczas posiłku pełniła jednocześnie rolę kelnerek i kelnerów ubranych w białe kitle. Potem były przemowy ojców obu rodzin, występy jakiegoś komika opowiadającego skecze i jedzenie, tradycyjne, afrykańskie. Ja też tam byłem, drinki i wino piłem, a co widziałem, to opisałem i sfotografowałem.
O czym teraz myślisz?