Panie, co z grzesznikami? 800 lat zakonu dominikanów

Opublikowano 2019-02-02

Zapalać może tylko ten, kto sam płonie. Jako dominikanin muszę umieć uzasadnić to, w co wierzę, mogę głosić tylko Tego, którego znam osobiście.

rozmowa przeprowadzona przez Anetę Liberacką i Judytę Syrek opublikowana na portalu Stacja 7 dnia 2 lutego 2016 roku

 

Ilu dzisiaj jest na świecie dominikanów? I czy więcej jest kobiet czy mężczyzn?

Braci jest między pięć a sześć tysięcy i na pewno jest nas więcej niż sióstr w klasztorach kontemplacyjnych.

Pytamy, bo dość oryginalnie zaczyna się historia Waszego zakonu, najpierw św. Dominik założył klasztor dla kobiet.

Święty Dominik nie zaczynał od zakładania klasztoru, ale przede wszystkim od głoszenia Słowa. Zobaczył ludzi, którzy byli ogarnięci różnymi błędnymi naukami – głównie albigensów i waldensów – mówiąc złośliwie, heretyków nieuznających niektórych prawd wiary, mszy św. czy sakramentów. Stwierdził, że musi im pomóc odkryć prawdę.

Pierwszymi osobami, które się nawróciły i zdecydowały odejść od albignesów, były kobiety. W związku z tym św. Dominik widząc ich powrót do jedności z Kościołem postanowił stworzyć dla nich bezpieczne miejsce i wybudował klasztor żeński w Prouille u stóp Pirenejów, około 100 km na południe od Tuluzy. Tam siostry omadlały działalność apostolską braci. Historia naszego zakonu pokazuje, że Dominik nie zaczynał od pomysłu, tylko od potrzeby.

Blisko Dominikanów działały mocne kobiety. Wśród nich św. Katarzyna Sieneńska.

Kaśka Sieneńska to wielka postać. Kobieta pełna mocy i Ducha Świętego. Można powiedzieć, że była to taka przebojowa Włoszka, która miała dużo pokory i tupetu, ale nie była jedyna. W naszej historii pojawiła się też Agnieszka z Montepulciano, Zdzisława z Moraw czy Róża z Limy. Mamy trochę pięknych dominikanek.

Zaznaczył Ojciec, że kobiety omadlały, czyli można powiedzieć, że bez kobiet ani rusz – to one wypracowały wszystko, co działo się później.

Tak można powiedzieć. Siostry Dominikanki jeszcze dzisiaj zaznaczają nam, że to one wszystko robią, a my przychodzimy na gotowe i zbieramy owoce, które wyproszą. Absolutnie  jestem świadomy, że potencjał modlitwy jest po stronie kobiet. Gałąź żeńska dominikańska to mniszki żyjące w klasztorach klauzurowych. Siostry biorą na siebie kontemplację i modlitwę wstawienniczą – wypraszanie tego, co jest potrzebne w świecie. Gałąź męska jest apostolska. Natomiast są także dominikanki czynne, ale one nie należą ściśle do naszego zakonu.

Wasz zakon działa dokładnie tak jak działa cały świat: kobiety zajmują się tym co wrażliwe, a mężczyźni konkretnie i do przodu. Macie wpisane w swój charyzmat trzy zadania:  głoszenie Ewangelii, życie wspólne i szukanie prawdy. Czy dominikanie to pierwszy zakon, który ewangelizował wychodząc w świat do boju – do dużych miast, jako wspólnota kaznodziejska, a nie tylko modlitewna?

Nie byliśmy tak całkiem pierwsi, bo przed nami Europę zewangelizowali mnisi iro-szkoccy. Jeśli zaś chodzi o specyfikę dominikanów, to wypływa ona ze stylu działania św. Dominika, z tego, że był człowiekiem, który potrafił czytać rzeczywistość. Przebywając na południu Francji i spotykając się z albigensami, zobaczył, że musi poszukać odpowiednich środków, by dać dobrą odpowiedź na ich nauczanie. Po pierwsze zauważył radykalizm jakim żyli albigensi – był on większy niż u ludzi Kościoła, ale zahaczał o herezję. Po drugie dostrzegł, że ci ludzie są lepiej wykształceni niż duchowni i w tym znalazł odpowiedź, dlaczego Kościół nie radził sobie z ich nauką. Dominik zauważył, że w tej rzeczywistości są potrzebne dwie rzeczy: życie na wzór apostołów i wykształcenie – dobre przygotowanie do podejmowania dyskusji, umiejętność odpowiadania na wątpliwości, pytania oraz ataki.

Święty Dominik wiedział również, że nie może się posługiwać propagandą, że głoszenie Słowa nie może polegać na uczeniu formułek. Poznając rzeczywistość albigensów wiedział, iż dominikanom potrzebna jest głęboka wiara. Miał takie powiedzenie, że zapalać może ten, kto sam płonie.

W powyższym schemacie są podstawowe elementy dominikańskiego „przepowiadania”, takie jak: kontemplacja, o której mówi św. Tomasz z Akwinu i przekazywanie, tego, co się doświadczyło na modlitwie, czyli contemplare et contemplata aliis tradere. Moje głoszenie musi wypływać z modlitwy, musi wypływać z  osobistego spotkania z Chrystusem. Mogę głosić tylko Tego, którego znam osobiście. Jest jeszcze w naszym charyzmacie trzeci istotny element, Veritas.  Ja, jako dominikanin muszę umieć uzasadnić to, w co wierzę, do tego potrzebne są studia i głoszenie potwierdzone przykładem życia: jedność słów i czynów.

Sprawdzacie dzisiaj kandydatów do zakonu pod względem predyspozycje do głoszenia? Jak weryfikujecie? Nie każdy z was urodził się dominikaninem.

Po pierwsze, to powołanie pochodzi od Pana Boga, jest czymś nadprzyrodzonym. Jeśli jest w człowieku autentyczna wiara, samo pójście za głosem Pana Jezusa jest podstawową weryfikacją. Niekoniecznie taki człowiek może umieć doświadczyć wielkiej głębi kontemplacji, ale musi być otwarty na takie doświadczenie. Są różne kryteria weryfikacji.

Jakie?

Badanie czy motywacja towarzysząca wstąpieniu do zakonu jest nadprzyrodzona, czy tylko naturalna, czy dany brat potrafi żyć z innymi we wspólnocie, czy ma w sobie adekwatną dojrzałość ludzką, czy jest zdolny do przekraczania siebie, czy ma wystarczające talenty do studiowania…

Wróćmy jeszcze do św. Dominika. Zostawił Wam dobre „haki”, którymi trafiacie do ludzi.

Dominik nie tyle miał „haki” ale umiał się wsłuchiwać w rzeczywistość. Dzięki temu wiedział, że pewne sposoby głoszenia, które istniały nie są skuteczne. Przykładem może być orszak biskupi, który wyruszył do albigensów, by ich sprowadzić na drogę Kościoła. Purpurat miał na rękach pierścień, bogaty strój – co w średniowieczu było znakiem wskazującym na rzeczywistość poza ziemską, transcendentną i ukazującym wspaniałość Królestwa Niebieskiego. Albigensi zaś śmiali się z tego. W związku z czym św. Dominik stwierdził, że w Kościele trzeba wrócić do radykalizmu, prostoty, przepowiadania w ubóstwie, że trzeba znowu iść od drzwi do drzwi i głosić Ewangelię. Z jednej strony znał prawdę Ewangelii, z drugiej szukał narzędzi, które będą adekwatne dla danej sytuacji, którymi trafi do ludzi. I nigdy nie powiedział, że wszyscy mają głosić Słowo tak samo jak on. Zasada, którą żył można sformułować tak: szukajcie języka zrozumiałego dla tych, do których jesteście posłani.

Kluczem Dominika nie jest narzucanie wszystkim swoich metod. Dzisiaj Dominik zachowałby się tak samo. Zastanowiłby się jaki jest najlepszy sposób, by dotrzeć do człowieka, który żyje w 2016 roku. Zastanawiałby się, jakie jest najlepszy sposób mówienia do osób, który żyją w danym miejscu, w określonych układach społecznych, politycznych. Myślałby nad optymalnym językiem, dzięki któremu Ewangelia mogłaby się stać bardziej zrozumiała. To jest sposób świętego Dominika. Odpowiednie słowo na odpowiedni czas.

Oczywiście, kwestia wykształcenia, głoszenia tego co się przemodliło w takim języku, by to było zrozumiale, jest wspólne. Ale Dominik nie powiedział, że ma być kontynuowany jeden sposób głoszenia z pomocą jednego narzędzia. Narzędzi może być wiele. Pokazuje to nasza historia. Dominik głosił kazania w swoim stylu, św. Tomasz zabierał głos w dysputach, św. Katarzyna pisała listy do papieża a Fra Angeliko malował. Spektrum służenia może być duże, istotne jest, by trafić ze Słowem do adresata.

Chciałbym jeszcze też zwrócić uwagę, że rewolucja Dominika polegała na tym, że przed nim tylko biskupi mieli prawo nauczania w imieniu Kościoła i wyznaczali pełnomocników. Od chwili założenia dominikanów nastąpił moment przełomowy, już nie tylko biskupi mieli prawo głosić kazania.

Mówi się że Dominikanie uczą nas demokracji. Jak to jest z tą demokracją w Waszym zakonie?

Tak. Staramy się żyć demokracją. Dominik tworząc zakon niekoniecznie chciał być szefem. Oczywiście był nim, ale tylko dlatego, że Bracia go o to prosili. Oparł natomiast nasz zakon na takim systemie, że ważne decyzje są podejmowane przez wspólnotę. Dlatego od początku najwyższą władzą w naszym zakonie nie jest założyciel czy generał zakonu, którego się wybiera,  tylko kapituła – zgromadzenie braci. W klasztorze jest kapituła klasztoru, w prowincji kapituła prowincjalna, a na świecie władzę pełni kapituła generalna.

Już za czasów św. Dominika było tak, że kiedy nasz Założyciel zwołał braci z różnych stron świata, by zebrali się na  kapitule generalnej, to podporządkowywał się temu, co ustalili. Najwyższą władzą nie jest przełożony tylko zgromadzenie braci, którzy podejmują decyzje. To jest jeden wymiar  demokracji – decyzje są podejmowane kolegialnie.

Drugi wymiar jest taki, że wszystkie władze, wszystkich przełożonych, których mamy, wybieramy w demokratycznych wyborach. I dotyczy to zarówno funkcji przeora i prowincjała jak i generała. Kolejna rzecz jest taka, że każda funkcja, która polega na sprawowaniu urzędu związanego z władzą, jest zawsze kadencyjna. Przeor wybierany jest na trzy lata, prowincjał na cztery, generał na dziewięć lat.  W normalnym trybie funkcję można sprawować tylko dwie kadencje. Oczywiście po wyborze i zatwierdzeniu danego brata na przełożonego, inni bracia podlegają jego władzy.

Czy uczymy demokracji? Można przytoczyć słynną opowiastkę ojca Jana Andrzeja Kłoczowskiego. Kiedy w 1989 roku powstał Komitet Obywatelski, ludzie nie wiedzieli jak wybrać władze i podobno za sugestią naszego współbrata została zastosowana procedura dominikańska. Ojciec Jan Andrzej patrząc na nieporadność, powiedział: jak wam opowiem, jak się to u nas robi.

Jeśli chodzi o część procedury demokratycznej, to pewnie dołożyliśmy trochę ze swojego dziedzictwa. Inaczej też sprawuje się władzę, gdy ma się ją na długi okres, na przykład do emerytury, a inaczej gdy czas jest ograniczony i człowiek ma świadomość, że wróci do szeregu.

Czy Wasze życie wspólne różni się od innych zakonów? Czy dominikanie są wyjątkowi?

Oczywiście! My jesteśmy super wyjątkowi.

Właśnie to chciałyśmy usłyszeć…. (śmiech)

A tak naprawdę nasza wyjątkowość polega na dominikańskim charyzmacie, co nie oznacza, że jesteśmy lepsi czy gorsi od innych zakonów. Jesteśmy inni, mamy swoją specyfikę.

Dominikanie – zakon kaznodziejski. Czy może Ojciec podać zasady dobrego kazania? Czy macie jakiś schemat jak głosić, żeby kazanie było dobre?

Nie mamy żadnej recepty, zbyt demokratyczny zakon (śmiech). Często się wkurzamy, że nie ma gotowych recept. Przemodlenie, wykształcenie – to są nasze zasady. A pierwszą z nich jest słuchanie. Nie da się powiedzieć kazania, nie wsłuchując się w ludzi, do których mam mówić. Dobry kaznodzieja, najpierw słucha, jakim językiem mówi dana społeczność, jaki ma system wartości, co ich boli, czego się boją, o czym marzą. Nasze kaznodziejstwo opiera się na poznaniu drugiego człowieka. Drugi istotny wymiar to słuchanie Boga. Bez kontemplacji trudno głosić Ewangelię. Dla nas bardzo istotna jest kontemplacja jako doświadczenie bliskości i zażyłości z Bogiem.

Można więc powiedzieć, że dominikanie uczą nie tylko demokracji, ale  również zasad marketingu. Marketing polega właśnie na tym, że się słucha ludzi, by odpowiedzieć na ich potrzeby. Z tego co Ojciec mówi rysuje się tak naprawdę miłość. Słucha człowieka i słucham Boga – to przykazania miłości.

Kiedy Dominik mówił do albigensów, towarzyszyła mu właśnie taka zasada, że słuchał. I potem starał się działać tak, by oni nie odłączyli się od Chrystusa. To się wyrażało także w czasie modlitwy. Kiedy współbracia podpatrywali św. Dominika w czasie nocnych modlitw, to słyszeli jak wołał: „Panie, co będzie z grzesznikami?”. W nim była troska o człowieka, nie tylko o byt doczesny, ale o jego życie wieczne. Co będzie z tymi, którzy się pogubili i odłączyli od Chrystusa? Wymiar miłości jest taki, że kocham człowieka, który się źle ma, który się pogubił, a z drugiej strony, wiem, że pogubienie, głód, który człowiek w sobie niesie, ma odpowiedź w Ewangelii. Wszystko jest w Chrystusie.


Brak komentarzy do "Panie, co z grzesznikami? 800 lat zakonu dominikanów"